Zauważyłem ostatnio na uczelni że kilku wykładowców niema, a jednak są z tym że tylko fizycznie. Wpadają w pewien rodzaj bełkotu akademickiego transu w którym, biegną do mety zaczynają gadać i zaczyna się słowotok w jednej tonacji, brzmi to jak makarena powtórzona 50 razy pod rząd albo pociąg ze Szczecina do Poznania mniej więcej taki dłuższy wykład .
Nikt nic nie rozumie, co najgorsze nikt nie przerywa maratonu, bo przecież nie powiedzą prawdy, bo się boją biedne żuczki że nie zaliczą semestru, a tym samym się przyczyniają do swojej klęski. Ujawnia się to zazwyczaj po studiach kiedy nic z nich nie pamiętając i nie potrafią sobie poradzić w realu, a gazety jako ciekawostkę pokazują statystyki.
Tak jest również w wielu branżach w biznesie. Tam też są ludzie nie obecni. No powoli się to zmienia ale przeważnie, robią i myślą o czymś innym a klienta mają gdzieś, niektórzy z nich chwalą się podzielnością uwagi. Że potrafią jednocześnie gadać z klientem i planować narty w górach , przy okazji drapiąc się po sutku. Rzadko się zdarza żeby pani która stoi za kasą w Tesco cokolwiek powiedziała miłego czy się uśmiechnęła i nic dziwnego mając 1500 zeta na miesiąc. To nie jest zbyt motywujące wynagrodzenie.